Elizabeth Arden, królowa kosmetycznego biznesu
Historia zaczyna się jak w amerykańskim filmie – rok 1878, w małym kanadyjskim miasteczku przychodzi na świat Florence Nightingale Graham. Dorasta bez matki, osierocona w wieku zaledwie 5 lat. Trudności finansowe uniemożliwiają jej zdobycie wykształcenia, rezygnuje ze szkoły i przenosi się do Toronto, gdzie podejmuje się drobnych prac. Nie przestaje jednak marzyć…o luksusie, elitarnym świecie, sukcesie i życiu w wielkim mieście.
29-letnia Florence zaczęła realizować swój amerykański sen. Przeniosła się do Nowego Jorku, gdzie podjęła pracę w salonie piękności Mrs. Adair. Była tylko kasjerką, ale to wystarczyło, aby zrodziła się w niej miłość do przemysłu kosmetycznego. Dwa lata później wraz z przyjaciółką rozpoczęła własną działalność. Salon nosił nazwę „Elizabeth Hubbard”. Ambitna Florence szybko jednak pozbyła się wspólniczki, której nazwisko sygnowało cały interes. Na znak rozpoczęcia nowego etapu w swoim życiu, zmieniła imię na Elizabeth i przyjęła nazwisko Arden. Szyld został zmieniony, a wnętrze salonu gruntowanie wyremontowane. Charakterystyczną cechą lokalu na 53 ulicy, były czerwone drzwi, w nawiązaniu do nich zostały nazwane słynne perfumy Arden „Red Door”.
„Coś, co kosztuje tylko dolara nie jest warte posiadania.”
Arden nie chciała przeciętności, jej produkty miały być luksusowe i sprawić, że kobiety poczują się piękne. Ona sama nieustanie szkoliła się w technikach kosmetycznych i poznawała produkty do pielęgnacji i makijażu. Pomimo wojny wybrała się do Francji, aby testować swoje zbiegi na paryżankach. Pozytywny odbiór stał się dla niej motywacją do otworzenia trzech kolejnych salonów – w Waszyngtonie, Bostonie i jeszcze jednego w Nowym Jorku.
Arden stawiała na przepych w wystroju salonów i opakowaniach kosmetyków. Wybierała intensywny róż i złoto – kobiece i niemożliwe do przeoczenia. Dziesiątki razy dziennie personel rozpylał w powietrzu perfumy, poczekalnie wyglądały jak część rezydencji – biało złote owalne sale – a w oknach wisiały szyfonowe firanki. Nie wabiła klientek niską ceną czy promocjami, próbowała przekonać kobiety, że jej produkty są po prostu warte nadszarpnięcia domowego budżetu.
[text-blocks id=”single-post-ad” plain=1]
„Kochanie, nigdy nie zapominaj o jednej rzeczy – to mój biznes, ty tu tylko pracujesz.”
Elizabeth Arden nie była romantyczką. Zależało jej na sukcesie zawodowym, na zostawieniu w tyle konkurencji, a jednak w roku 1915 zdecydowała się wyjść za mąż. Ślub był tylko formalnością, tuż po ceremonii Arden wróciła do pracy w salonie. Jej małżonek Thomas J. Lewis pracował razem z nią, jednak bezwzględnie ambitna Elizabeth jasno dała mu do zrozumienia, że nie zamierza traktować go jak wspólnika. Ta niewysoka, subtelna z wyglądu kobieta była prawdziwym demonem biznesu. Branża kosmetyczna dopiero się rozwijała, a konkurencja m.in. Helena Rubenstein deptała jej po piętach. Nie oszczędzała więc na reklamie, lecz na…personelu. Była sprzątaczką w swoim salonie i samodzielnie wykonywała większość zabiegów.
„Każda kobieta ma prawo być piękna.”
Arden ogromną uwagę przywiązywała do makijażu, z uwagą pomagała dobrać klientkom szminkę pasującą do ich cery lub koloru ubrania. Przekonywała je również jak ważne jest stosowanie kremów pielęgnacyjnych. Wprowadziła masaże mięśni twarzy, kąpiele parafinowe i solne, jedwabne maski, przez które przepuszczano prąd o niskim natężeniu.
W roku 1922 otworzyła salon w Paryżu, a do zakresu jej usług doszło fryzjerstwo, konsultacje żywieniowe i joga – w związku z którą, sprzedawała wyścielane jedwabiem maty do ćwiczeń po 65$ za sztukę. W latach 30-tych panie oczekujące na zabieg podziwiały pokaz bielizny, którą oczywiście również mogły kupić u Elizabeth. Wciąż jednak głównym źródłem zysków była sprzedaż kosmetyków. W latach 50-tych roczne zyski firmy wynosiły już 60 mln dolarów!
„Jest jeszcze tylko jedna taka Elizabeth jak ja i jest to królowa.”
W latach 40-tych Arden zaczęła inwestować w konie wyścigowe, co pasowało do wizerunku damy z wyższych sfer. Jej zwierzęta przynosiły zyski rzędu 500 000 dolarów rocznie, a w roku 1947 jeden z jej koni wygrał wyścig Kentucky Derby, co oczywiście znacznie zwiększyło późniejsze zyski.
Mając blisko 80 lat Arden poświęcała się już głownie koniom i modzie – do współpracy zaprosiła samego Oscara de la Renet. Również w tej branży jej nazwisko zostało docenione. Zmarła w roku 1966 w Nowym Jorku, wtedy też zapadła decyzja o odsprzedaniu marki firmie Eli Lilly and Company. Niestety większość dochodów z transakcji pochłonęły podatki…Marka „Elizabeth Arden” była odsprzedawana jeszcze kilkukrotnie. Jednak do dziś dnia cieszy się renomą i niewątpliwe utożsamiana jest z luksusowym pięknem.
Poznaj zasady sukcesu przedsiębiorcy